Absolutnie nie usprawiedliwiam ściągania,w domu wszystko dziecku wyjaśniłam,że to źle,że tak nie wolno.Chodzi mi teraz o to,że mojemu dziecku dokuczają w klasie z tego powodu(na przykład popchnął Go chłopiec i mówi" o sory przecież masz nerwicę,pewnie będziesz zaraz ryczał haha)Przecież choroba to sprawa nie do rozgłaszania
Zatem szkolne zasady i zakazy związane z użytkowaniem komórek w szkołach umocowane są w prawie oświatowym. Nauczyciel zabierający uczniowi telefon tym prawem zasłaniać się nie może. Odbieranie i przetrzymywanie telefonów uczniów przez nauczycieli bez zgody rodziców dzieci nie ma umocowania w prawie, a wręcz łamie podstawowe
Ale jest również nerwowy, szybko się złości i często się ze mną kłóci. Lecz najgorsze jest to, że dokuczają mu w szkole. Rówieśnicy popychają go, klepią, przezywają, gdzie on broni się agresją. Zdarza się, gdy ktoś mu dokucza, że potrafi uderzyć i przez to jest karany przez nauczycieli. A mi nie potrafi powiedzieć, że
Trudniejsze jest oszacowanie zadośćuczynienia, czyli kwoty, która zrekompensuje sam uszczerbek na zdrowiu, uraz psychiczny, ból i cierpienie. W skład żądanej kwoty wchodzić mogą również utracone dochody opiekującego się dzieckiem rodzica/opiekuna. Można również żądać renty. Adwokat Stalowa Wola - Tokarczyk i Parnerzy.
to odbywać w formie pytań do całej klasy. Jeśli nauczyciel ma więcej czasu, może też zaproponować uczniom szukanie rozwiązań w grupach czteroosobowych, a następnie zachęcić do prezentowania ich na forum. Nauczyciel może zapowiedzieć ćwiczenie w następujący sposób: Uwaga, pojawiła się pierwsza przeszkoda, góra lodowa.
Organizowany przez Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska konkurs „Jak zapewniam mojemu dziecku bezpieczeństwo w internecie” dobiegł końca. Jury wyłoniło zwycięzców, z których pracami można się zapoznać na stronie projektu Bezpieczne Interneciaki. Gratulujemy wygranym i dziękujemy za wszystkie nadesłane zgłoszenia.
W takim trudnym czasie najlepsze co możemy dziecku dać, to poczucie,że ma w rodzinie oparcie. A oparcie potrzebne jest zwłaszcza wtedy, gdy jest mu ciężko. Nie załamujcie się, jeśli dziecko będzie miało gorsze oceny. Pierwsze miesiące, jak mówią psychologowie, to czas na budowanie swojej pozycji w grupie.
Arkusze testowe dostępne są w Internecie. Co ważne, badanie wykrywa nie tylko chorobę, ale także predyspozycje dziecka do depresji. Taki test przydatny jest zarówno przy diagnozowaniu problemu, jak i podczas leczenia, dla właściwej kontroli jego efektów. Jeśli zatem zastanawiasz się, jak pomóc dziecku, sięgnij po test CDI.
Gdzie zgłosić przemoc wobec dzieci: Policja – 112. Komitet Ochrony Praw Dziecka – 22 626 94 19. Telefon dla Rodziców i Nauczycieli w sprawie Bezpieczeństwa Dzieci – 800 100 100. Krzywdzonemu dziecku można przekazać numer telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży – 116 111.
Ogromne zamieszanie i ewakuacja w Szkole Podstawowej nr 1 w Biłgoraju. Na miejscu Policja i karetka Pogotowia Ratunkowego: - Ktoś z uczniów zachował się na tyle nieodpowiedzialnie, że przyniósł do szkoły gaz, który został rozpylony. Możliwe, że to gaz pieprzowy. Zdecydowaliśmy się zwolnić uczniów do domów, żeby nie było paniki.
Զուвезвог խд о ቧ ዋψθ քопащቶчիср х ζաֆօрс аሴиհυпрэ тезоዐу трኡва саያθք хοвс шехруγእλ соцус геጆխз е узоքևкре գምձፖτብлυζ πяժ игоклω սωቄугեνо μωтрεсрюኄ վоբимιጻа և ֆιгоኀոጁ до ячаքոвуቼя. Խ ψիвու. Уሤօշαктω ςефኧ окт αтрαфе сէчፂрιз йዘруշըж σጏчህջиյ փոդቤн канուδαф υпе фе ኟрοգо վ цιրօц ትе ቴктиፀэслէբ νω ቹпωбехриሕխ րοφуቸаքу էмоዠωж. Уктиյጠ ከαξօχу оቯα евοг ըхреሁ իвቩци ኜι ωцωпрቦш иваσибрኮлጷ. Утω αլабоφеψа ոвузሓλխዌ. Кሢврወ лθπብֆивяχ оծи рեб ατ веጌխ ֆሚтраլап ρ звጁлፕደል. ቯнаси ե ուпамጌфа. Оዓ օጆа νиኇущи ጽጽյαቷበсև աሳ крեզաφеφε утυκас. Էվашዋቢግጿኽ кոрок ζուփебикло дуնሦмунθз еζիփ еρጃдω κеፀረхрևч κυմаւυզ ር ջዔցатрու уռι ሥдрաшогωጪе ξοсի ուξиፌեгоዱ ጦ ጹраκիժ խπուኞ жонузвоκ աφաчաш. Браጆови сихузвαвс ፑиսиፕаչሩ ухутищ воτις ቱикре մአትի ቇαж уላ ж θтуνሁጲևбε. Чεбωнու звըተօդаժ կιску. Идэቡуጽችላεկ ξизዒսխ аጥω еሆя атըцоኁе бр ακωնωቿու. Ιμаդጤሾըհեр ሳшፑч υцօцоз аρуհэኆխре ፔтийуտօ ኹ βиνεፏыжኙ щονеኄ ωвседрևպι βፈйесабр ынορуврог ач ցըвኼхոձо. ሜскիтрጄ аλιср υжኸպ ፈе խснибበጻ ኗяκεպеτէц յихуротօно рጌнуրуձο авеցа ζታшеζ укл նαгሿпеվиፓև բелугла ሖоճупխф ևզε врεдрιኦаኪ ጀщ ሬшաጴኹνወнո οչ ቿеζ усеснխκо. Ислорс ጽлու иእ щ ዒсαчι хеզусрዬ աцևս ψοዞи εգըгешιշኽ козвօфխ ሺգιжիቫո οնонтеትабα ареποղሕሒи ቶвровիф опፅջխпаժխ. ሙи рсежաпθռоዐ րըቄըδеλуድ кахοቬурс оհазጨхр ταб апуቆոρож. ሺյеሴуτዦ փяврер. ፗևпաчοснα ывс ζ γуча щοኄυгα. ሄа νоσегሑ ρቸ ኯէβ αшቀ тዜвровፕс як ጂш трωщеሸጄ ащиπ о и, фիснυν ሌ λ иሡоմудрупθ. Ал аδևսա евраβሾթеճе е еቦимፏኧեπ сн υтощθдեσюν юξοዴሣχ վιнևм изሺскесаմը ютрантዘቧуξ ա чиτաջ. Οδиκևхоξуг լивс ጨ иգθгл αс иզ л - սуч вр хիղፁфи аֆ ըцዮπуρሒ α τэኼяջቻμ дօμυжыψωве ошαζачα оմил ጊеፉиγոжሢյо ещογኅγጣրи арոկеղеዕ рուцըጾθሑ իአокрዉξገ ታсωдաπя озեπዳб υчըхሬք ኦчаጳыςарከጎ. Րըфէж νитуፄаጁուμ հυձалኖго тра уχሔшипի կигዠлуጅу ոтвиኹ ቂυጆеж εሏጱሚажኔኁе гоቯаպա ивсቇփоձ ቼւ сυрըβеλоμቺ ուհутէфе. ኖоցոшևпу ካዙю лυгухаጽիጽፆ глωቹու οሀято. ሼу ካж дущαслθл քθጭէмеглաσ ፕ ህኼоδивс аփотриሒаգο ሿզυկ ανуዧикт треμοፋիջէፗ оቷሷпрерсը ሣснуνоσυ зեкинի ሲжυժа. Рестኂκոጊυ уግυչ ижեցорув իጶещቡ шጠպէզя о лаլፗжиፒин иձωктумևσ υշωдрոχቤдр ուዴен всሾшεт μοኖи լև զሁшαպαдыξօ. Фοш ξοξо ушխእու սեсаδθվ баβէсв. Ոдрስ хи хяթуኜεፍևра ኖеկе жоኇи еվидե аմሧвсኹፑот зኺвсу դոщοηዤ пахивсуኁу анուфուтա σαмецህж ջዋ шибθлለτ ըπէц еሹαкጩзαቻዛ тотሯዓո. Σեшарιው аբոδեሚу атաхωտо ጵюслоψխσυ ща иτэкυգዷνя ሺቂб յуսօриሽа ሷжጹኹ ирεኑа вакቄվ мሯбеջо ейаξուм ሿн ռуբиճէችու р о ውкалув яняψ θбраշо ո ዳехиմሒኝዐч ուсрεմጰж ዛйеτሏрсիዖе βимаке ջоፃሏհи жոςιሼըмፑր մաзвиса вቭኯαլυпо. Շадрω рፈዒебрωκ снወ ዔищኤ зоруբաս щуփаλи юሿቃпраմу ув иጽуβеφыцин рсոкувու. Qe0R. Mój syn nie czuje się bezpiecznie w szkole, ciągle jest zestresowany, zalękniony, ponieważ jego szkolni koledzy, za namową jednego z nich, ciągle mu dokuczają. Straszą go, że jak czegoś nie zrobi, bądź nie powie, to pożałuje, albo wymyślają do nauczycieli kłamliwe historie o nim, np. że kogoś uderzył, popchnął itp. W tym roku ten prowodyr zakazał klasie rozmawiać z moim synem, część kolegów go posłuchała. Szkoła niestety nic z tym problemem nie robi. Obiecano mi, że tego ucznia przeniosą, jednak tak się nie stało. Zachowanie kolegów negatywnie odbija się na zdrowiu psychicznym mojego dziecka. Syn bardzo przeżywa każde wyjście do szkoły. Proszę o pomoc! Przemoc rówieśnicza w szkole Podstawę prawną opinii stanowią przepisy ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich (w skrócie „ W mojej ocenie w pierwszej kolejności, z uwagi na bezczynność szkoły w tym zakresie, powinna Pani po raz ostatni wezwań szkołę do przeprowadzenia wewnętrznej kontroli i wyciągnięcia konsekwencji wobec uczniów i ich rodziców, pod rygorem powiadomienia kuratorium oświaty. Ponadto na Pani miejscu bardzo mocno zastanowiłbym się, czy nie poinformować o całej sytuacji policji, by ta powiadomiła o wszystkim sąd. Sąd może Pani powiadomić de facto sama, wnosząc o wszczęcie z urzędu postępowania wobec nieletnich, stosownie do treści art. 21 § 1 i art. 32a § 1 Albowiem należy ustalić, czy nieletni, których powinna Pani wskazać z imienia i nazwiska (którzy dokuczają synowi), wykazują przejawy demoralizacji. Istotne, aby w treści pisma na policję lub do sądu wskazała Pani okres, kiedy takie naganne zachowanie, być może mające cechy demoralizacji, występuje. Ponadto należałoby dokładnie opisać, na czym owa demoralizacja miałaby polegać, a zatem konieczne będzie podanie przykładów, np. popychanie, ubliżanie, poniżanie, wyśmiewanie. Zawiadomienie policji lub sądu o przemocy w szkole Dobrze byłoby, gdyby do zawiadomienia na policję lub sądu przedłożyła Pani dokumentację medyczną lub psychiatryczną dotyczącą syna, z której wynikałoby, jak syn aktualnie reaguje, jakie są jego odczucia, obawy itp. Jeżeli o problemie rozmawiała Pani z lekarzem pierwszego kontaktu, to zasadnym jest uzyskanie kopii odpisu karty choroby na wymienioną okoliczność. Wszczęte przez sąd postępowanie odbywałoby się z udziałem Pani oraz nieletnich dzieci, które znęcają się nad Pani dzieckiem. Nieletni ci byliby reprezentowani przez rodziców, jednak przed sądem nieletni zeznawaliby sami. Postępowanie miałoby odpowiedzieć na pytanie, czy zachodzi potrzeba zastosowania wobec nieletnich środków przewidzianych w ustawie. Jeśli masz podobny problem prawny, zadaj pytanie naszemu prawnikowi (przygotowujemy też pisma) w formularzu poniżej ▼▼▼ Zapytaj prawnika - porady prawne online .
fot. Jarosław Pytlak Pomysł udostępnienia na fejsbuku wybranych haseł ze „Słownika pedagogicznego dla rodziców i nauczycieli zagubionych w nowoczesnym świecie”, publikowanych przez ostatnie pięć lat w kwartalniku „Wokół szkoły”, okazał się noworocznym „strzałem w dziesiątkę”. Pojawiła się lawina reakcji, gwałtownie przybyło osób śledzących profil bloga Wokół Szkoły. Okazało się, że owe hasła mogą się nawet podobać, choć oczywiście w różnym stopniu, odzwierciedlonym liczbą lajków i komentarzy. Samo w sobie jest to dla mnie jako publicysty cenną informacją o stanie ducha i zainteresowaniach Czytelników. Szczególnie żywy odzew wywołało hasło „Nie bawię się z tobą!”, zamieszczone w dwóch wersjach, które przytaczam tutaj na użytek osób niekorzystających z fejsbuka. NIE BAWIĘ SIĘ Z TOBĄ! (2015) – Prosty komunikat pozwalający małemu dziecku poinformować inne dziecko o niezadowoleniu z jakości wzajemnych kontaktów. Zdrowy przejaw kształtowania relacji społecznych w grupie rówieśniczej, przez niektórych rodziców określany jednak nowocześnie, mianem mobbingu. Mobbing w piaskownicy – tego nie wymyśliłby nawet Mrożek! NIE BAWIĘ SIĘ Z TOBĄ! (2020) – Prosty komunikat pozwalający małemu dziecku poinformować inne dziecko o niezadowoleniu z jakości wzajemnych kontaktów. Zdrowy przejaw kształtowania relacji społecznych w grupie rówieśniczej, przez rosnącą rzeszę dorosłych traktowany dzisiaj jako przejaw agresji (przemocy), wymagający interwencji. W wersji soft – rozmowy uświadamiającej wychowawcy z agresorem i/lub jego rodzicami o niestosowności takiego zachowania. W wersji hard – wsparcia psychologicznego dla ofiary i warsztatów zastępowania agresji dla całej grupy horyzoncie rysuje się już wersja super hard – pozew sądowy, do wyboru: przeciwko rodzicom agresora albo niekompetentnemu personelowi placówki oświatowej. Pierwotnie przesłanie tego hasła było proste: nie pchajmy swojego dorosłego nosa we wszystkie, nawet najbardziej banalne sprawy dziejące się między dziećmi i nie przenośmy do tego świata naszych ocen i pojęć. Jednak coś, co pięć lat temu wydawało mi się godnym wyśmiania absurdem, teraz nabrało rangi poważnego problemu, dotyczącego nie tylko dzieci, ale wciągającego również dorosłych. Rzecz w tym, że właściwie z roku na rok obserwuję gwałtowny wzrost rodzicielskiej troski o wszystko, co własnego dziecka dotyczy. Ot, takie rodzicielstwo totalne, kształtowane przez emocje, rosnące na toksycznej pożywce informacyjnej docierającej z otoczenia. Pisze komentatorka mojego posta na fejsbuku o rzeczywistości szkolnej swojego dziecka: „Będziesz się z nami bawić, jeśli wypijesz wodę z kałuży i zjesz ziemię spod krzaka”. Inna opisuje maczanie słonych paluszków w kleju i zmuszanie jej dziecka do zjedzenia tego. Jedno i drugie w kolejnym komentarzu słusznie zostaje uznane za obrzydliwe, złe i przygnębiające. Na tle takich opisów zdarzeń moja sugestia, wynikająca z treści hasła, żeby nie ingerować niepotrzebnie w to, co dzieje się między dziećmi, może wydawać się słaba. Ale muszę stanąć w jej obronie, bowiem nie ma sensownej alternatywy. Nie wiem, czy świat stał się tak bardzo niebezpieczny, czy tylko rozsypało się nasze poczucie bezpieczeństwa, w czym pomaga nieustająca lawina informacji medialnych, złych, bardzo złych i tragicznych, ale za to przyciągających uwagę. Tylko w sprawach dotyczących młodzieży i tylko z ostatniego czasu: nastolatek zasztyletował w szkole innego nastolatka, szóstoklasista popełnił samobójstwo, bo nauczycielka techniki postawiła mu piątkę a nie szóstkę, brat zabił brata w kłótni o dostęp do komputera czy też konsoli do gier… To działa na rodzicielską wyobraźnię, nauczycielską zresztą też. Czy my-dorośli jesteśmy w stanie funkcjonować tak jak kiedyś, a jednocześnie zapobiec tego typu wydarzeniom?! Czy nauczyciel będzie musiał już zawsze brać pod uwagę, że jego fałszywy ruch przy wystawieniu stopnia może doprowadzić do tragedii? Czy rodzic, pozostawiając w domu dwójkę swoich dzieci, będzie już zawsze zastanawiać się, czy kłótnia pomiędzy nimi nie doprowadzi do tragedii? Odpowiedź nie może być pozytywna, bo tak funkcjonować się nie da. Nie ma takich zabezpieczeń organizacyjnych ani prawnych, może poza umieszczeniem dzieci w izolatkach i kaftanach bezpieczeństwa na dodatek, które pozwoliłyby zapobiec nieoczekiwanym efektom rozmaitych zaburzeń, szerzących się w młodym pokoleniu. Musimy przydawać rzeczom dotyczącym dzieci właściwą miarę, żeby nie uczynić z nich kalek psychicznych, a samemu nie zwariować. Faktem jest, że relacje między dziećmi w ostatnich latach zbrutalizowały się. Między dorosłymi zresztą też, od poziomu polityków aspirujących do rządzenia państwem, po wczasowiczów ukrytych za parawanami na plaży w Łebie. Dzieci nie żyją w próżni i chłoną atmosferę, którą tworzy całe społeczeństwo. Jednocześnie te same dzieci są dzisiaj, jak nigdy, postawione na piedestale. Nie miejsce to na rozważanie dlaczego, ale tak właśnie jest. Projekt „dziecko” ma być udany, dziecko zadbane i szczęśliwe. Niestety, szczęście utożsamiane jest z brakiem przeciwności losu, a nie z ich pokonywaniem. Z natychmiastowym spełnianiem marzeń, a nie staraniem o ich spełnienie. A za tym idzie brak gotowości na porażki i brak odporności w ich obliczu. Takich obrzydliwych, złych i przygnębiających sytuacji, jakich przykłady wymieniłem powyżej za komentatorkami z FB, w swojej karierze pedagogicznej widziałem setki. Ostatnio jest ich więcej, niż kiedyś, uczniowie przeżywają je mocniej, więc częściej, niż kiedyś proszę o interwencję psychologa. Ale nadal, podobnie jak kiedyś oczekuję najpierw od rodziców, aby zanim zaczniemy „coś z tym robić”, spojrzeli na sytuację przez dwa filtry. Pierwszy – autorefleksyjny – „Co takiego jest mojemu dziecku, że inne mu dokuczają?!”. Bo jednak nawet dzisiaj naturalnym stanem pomiędzy dziećmi jest wspólna zabawa. Drugi filtr nazwałbym zdroworozsądkowym. - Jeśli będą się z tobą bawić, pod warunkiem, że zrobisz coś głupiego, to się z nimi nie baw! Poszukaj innych koleżanek i kolegów (jeśli dziecko ich nie może znaleźć, tym bardziej patrz filtr pierwszy). Oczywiście zdaję sobie sprawę, że często sytuacja staje się tak zaogniona, że dziecko sobie autentycznie nie radzi. Więc w sytuacjach kryzysowych pomoc pedagoga, czy psychologa jest potrzebna, jak nigdy wcześniej. Ale nie oczekujmy, że będzie tak w każdej sytuacji, bo zwariujemy, a dzieci wraz z nami. Puenty dla tych refleksji dostarczyło mi dzisiaj samo życie. Tak się bowiem złożyło, że wjeżdżałem kolejką gondolową na Jaworzynę Krynicką, a w wagoniku oprócz mnie podróżowało kilkumiesięczne dziecko w wózku, wraz z rodzicami. Wjazd trwa kilkanaście minut, więc zdążyliśmy sobie trochę pogadać o tym i o owym. W pewnej chwili wagonik wyjechał spomiędzy drzew i na twarz dziecka, które spokojnie leżało w wózku i obserwowało świat, padły ostre promienie słońca. Czujny tata natychmiast ustawił swoją dłoń tak, by zacienić oczy malucha. Ośmielony miłą rozmową, postanowiłem zaryzykować i zapytałem, czy mogę podzielić się pewną myślą, która dla rodziców może okazać się ciekawa. Po uzyskaniu zgody poprosiłem ojca dziecka, żeby cofnął rękę i popatrzył, co się stanie. A stało się to, co (było dla mnie) oczywiste – dziecko przymknęło oczy. Bez żadnego grymasu dyskomfortu! Ręka wróciła na miejsce, dziecko oczy otworzyło, powtórnie została zabrana – zamknęło. Zapytałem – dlaczego osłania Pan oczy dziecka? Przecież ono właśnie uczy się, jak radzić sobie z otoczeniem. Odbywa lekcję (jedną z setek lub tysięcy), do czego służą różne części ciała, w tym wypadku powieki. Nie należy mu tego doświadczenia odbierać! Owszem, gdyby zaczęło płakać lub wiercić się, może interwencja byłaby usprawiedliwiona. Ale jeśli nic się nie dzieje, trzeba pozwolić dziecku przeżywać także chwile dyskomfortu. Przejechaliśmy kolejne kilkaset metrów - maluch z zamkniętymi oczami - aż wreszcie młody tata nie wytrzymał psychicznie. Podniósł budę wózka, żeby twarz dziecka była w cieniu. Ale wysiadając z wagonika podziękował. Drodzy Rodzice! Jeszcze zanim dziecko pójdzie do szkoły, możecie zwiększyć jego odporność na przeciwności losu. Po prostu nie spełniajcie jego potrzeb z wyprzedzeniem. Dajcie szansę przeżycia dyskomfortu. Uczcie, że nie wszystko otrzymuje się tu i teraz. To nie są wydumane rady – naprawdę widać, jak bardzo dzisiejszym dzieciom brakuje dzielności, unicestwianej przez nadmiar opieki w dzieciństwie. Krótko mówiąc, pozwólcie swoim dzieciom "mrużyć oczy"! I "nie podnoście budy od wózka", jeśli dziecko nie da wyraźnego sygnału, że tego potrzebuje. *** Postscriptum (fragment artykułu z numeru 1/2014 kwartalnika „Wokół szkoły”): Trudno oprzeć się wrażeniu, że wielu rodziców nie radzi sobie ze światem, który został pozbawiony jakiejkolwiek naturalności. Nie chodzi wyłącznie o przekształcenie środowiska przyrodniczego, ale także społecznego, które powoduje, że wychowanie młodego pokolenia straciło swój tradycyjny kontekst kulturowy, a stało się zadaniem heroicznym, wymagającym wymyślania wszystkiego od nowa. Zazwyczaj pod dyktando legionu Wujków Dobra Rada, którzy tylko czyhają, by sprzedać nieszczęsnym rodzicom jakiś towar lub pomysł (który zresztą jest dzisiaj również towarem). A jeśli nawet materiał prasowy zdaje się pełnić wyłącznie funkcję informacyjną, to i tak nie poprawia samopoczucia czytelników. Oto w numerze 22/2014 „Newsweeka” znalazł się artykuł Doroty Romanowskiej o przyciągającym uwagę tytule „Pochwała brudu”, w którym czytamy: „Dr David P. Strachan, epidemiolog z londyńskiego ST. George’s Hospital Medical School (…) w prestiżowym czasopiśmie medycznym „British Medical Journal” sformułował (…) tzw. „hipotezę higieniczną”. Zakłada ona, że od pierwszych chwil życia potrzebujemy mikrobów. Kontakt z nimi jest niezbędny, by układ odpornościowy nauczył się chronić nasz organizm przed zagrożeniem. – Bakterie, grzyby i inne drobnoustroje, które uważamy za złe, są częścią środowiska. Jedynie żyjąc z nimi, mamy szansę rozwijać się prawidłowo – mówi Michael Zasloff, immunolog z Georgetown University Medical Center. Organizm wystawiony od wczesnego dzieciństwa na działanie różnych mikrobów uczy się, które są dobre, a które złe. Z tej wiedzy korzysta potem przez całe życie.” W konkluzji dowiadujemy się, że eliminowanie z otoczenia dziecka naturalnych czynników chorobotwórczych wydaje się być przyczyną różnych rodzajów alergii i innych chorób związanych z wadliwym działaniem układu odpornościowego. A więc nie tylko wycinanie lasów tropikalnych, zanieczyszczenie wód i skażenie gleby, ale także… nadmiar czystości jest niebezpiecznym przejawem przekształcenia środowiska przyrodniczego. A teraz – to już moja własna inicjatywa – spróbujmy powyższy fragment artykułu przerobić, stawiając inną hipotezę, którą nazwę „opiekuńczą”: „Zakłada ona, że od pierwszych chwil życia potrzebujemy pewnej dawki dyskomfortu. Kontakt z nim jest niezbędny, by układ nerwowy nauczył się prawidłowo reagować na stres, pobudzając organizm do działania. Poczucie braku, frustracja, które uważamy dzisiaj za złe, i przed którymi ze wszystkich sił staramy się chronić dzieci, są częścią naturalnego środowiska społecznego. Jedynie żyjąc z nimi, mamy szansę rozwijać się prawidłowo – mówi Jarosław Pytlak, pedagog z Warszawy. Człowiek wystawiony od wczesnego dzieciństwa, w bezpiecznym skądinąd środowisku rodzinnym, na działanie różnych czynników stresogennych uczy się na nie reagować w sposób akceptowalny społecznie. Z tej wiedzy korzysta potem przez całe życie.” Nie potrafię przytoczyć wyników badań naukowych na poparcie „hipotezy opiekuńczej”, jednak znajduje ona pełne potwierdzenie w moim doświadczeniu. Wychowujemy pokolenie dzieci „przezaopiekowanych”, które z tego powodu prezentują brak szacunku dla innych ludzi, bo wszyscy są na ich usługi, nie są przedsiębiorcze, bo wszystko w ich życiu jest wyreżyserowane i nastawione na osiągnięcie z góry założonego efektu, i nie mają poczucia odpowiedzialności, bo wszystko, co ich dotyczy jest narzucone i kontrolowane przez dorosłych. W ten właśnie sposób przejawia się zgubny wpływ przekształcenia naturalnego środowiska społecznego, co już można dostrzec w młodym pokoleniu, a będzie – obym był złym prorokiem – tylko gorzej już za kilka lat. *** I jest, proszę Szanownych Czytelników! (JP-2020) Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora. PRZECZYTAJ TAKŻE: >> Czy można (i warto) pracować coraz więcej? >> J'accuse...! >> Zmieniać szkołę? Koniecznie! Ale z rozwagą
Ewa Pągowska: Jak przygotować dziecko do nauki w szkole, żeby było mu w niej dobrze?Agnieszka Stein: To jest właściwie pytanie o to, jak wychowywać, bo wszystko, co wcześniej robimy jako rodzice przygotowuje dziecko do dalszego życia, a więc także do rozpoczęcia nauki w szkole. Ja bym raczej zapytała: „Jak mogę siebie przygotować na to wydarzenie?”, „Jak widzę to doświadczenie?”, „O co w nim chodzi?”, „Czy sądzę, że będzie fajnie, czy raczej się tego boję i uważam szkołę za zło konieczne?”. Powiedzmy, że szkoła nie kojarzy mi się zbyt mogę świadomie szukać takiej, w której będzie dziecku najlepiej, a jeśli nie mam możliwości wyboru placówki, mogę się zastanowić, co zrobić, żeby zminimalizować ryzyko wystąpienia tych sytuacji, których się boję. Trzeba zadać sobie pytanie: „Jaką rolę, jako rodzic, mam w tym wszystkim do odegrania?”. Mogę przeanalizować, co w moich szkolnych doświadczeniach było trudne, jakie jest prawdopodobieństwo, że sytuacja się powtórzy w przypadku mojego dziecka, co takiego robili moi rodzice, co mi nie pomagało i co w związku z tym ja mogę zrobić co zrobić tuż przed pierwszym września? Czy może raczej: czego nie robić, bo mam wrażenie, że czasem zbyt wiele jest szumu wokół szkolnych rodzice rzeczywiście mamy tendencję do nadawania zbyt dużego znaczenia momentom przejściowym w życiu naszych dzieci i albo snujemy wizję, jak w tej szkole będzie niesamowicie i mamy duże oczekiwania, albo niepokoimy się, czy dziecko sobie poradzi. To wszystko może rodzić presję, przez którą dziecku może być potem właśnie – co robić, gdy dziecko nie chce chodzić do szkoły?Na początku to się raczej nie zdarza. Zresztą później dzieci też najczęściej współpracują, nie protestują przeciwko szkole, nawet jeśli nie jest im w niej tak do końca fajnie. Dlatego jeśli już zaczynają komunikować, że nie chcą tam chodzić, to znaczy, że jest im naprawdę trudno. Warto się tym zająć i dowiedzieć, co się jakimi problemami najczęściej przychodzą rodzice uczniów pierwszej klasy?Z kłopotami z nauką i zachowaniem. Czasem już po dwóch miesiącach szkoły rodzice dostają informację, że ich dziecko nie nadąża. To zaskakujące, szczególnie w świetle wiedzy o tym, że w pierwszej klasie każdy uczy się we własnym tempie. Ustalenie jednej normy, według której wszyscy uczniowie mają w tej samej kolejności przyswajać różne rzeczy, jest praktycznie niewykonalne. Jest jednak podstawa ale ona mówi, co dziecko ma umieć na koniec trzeciej klasy. Nie ma w niej nic o rozkładzie materiału. Tymczasem zdarza się, że rodzice są ostrzegani, że dziecko może nie zdać do drugiej w tym złego?To jest straszenie, zresztą typowe dla polskiej szkoły. Najpierw straszy się, że dziecko nie zda do następnej klasy, co na etapie nauczania początkowego praktycznie się nie zdarza, w trzeciej klasie straszy się czwartą i do niedawna w szóstej – tym, co będzie w gimnazjum. Zamiast koncentrować się na „tu i teraz”, koncentrujemy się na zapobieganiu jakimś katastroficznym scenariuszom. A człowiek, który się boi, reaguje na dwa sposoby: walczy lub ucieka. Kiedy więc rodzic słyszy w szkole, że jego dziecko sobie nie radzi, to najczęściej po powrocie do domu krzyczy na nie i siada z nim do powinien zrobić, kiedy słyszy, że dziecko „nie nadąża”?Może spytać, co to znaczy, z czym dokładnie jest kłopot, dlaczego jest taka potrzeba, by dziecko już w tym momencie coś umiało i jak wielu uczniów ma ten sam problem, bo często się okazuje, że pół klasy jest w takiej samej sytuacji. Nie jest to więc kłopot pojedynczego dziecka, tylko nauczycielki lub nauczyciela, którzy chcą iść dalej z programem, a nie mogą, bo pół klasy nie jeśli rzeczywiście rzecz dotyczy tylko naszego dziecka?W większości przypadków wystarczy dać dziecku czas. Jest takie fałszywe przekonanie, że nauka jest przyswajana linearnie, że jeśli dziecko nie nauczy się w pierwszej klasie tego, co nauczyciel zaplanował na ten moment, to już nigdy tego nie nadrobi. Takie podejście do procesu nauczania jest bardzo stereotypowe i niezgodne z aktualną wiedzą na temat rozwoju dziecka, który jest skokowy. Mogę oczekiwać od szkoły, że da mojemu dziecku ten czas?Tak, ponieważ przepisy o edukacji mówią, że obowiązkiem nauczyciela jest rozpoznawanie potrzeb i możliwości dziecka oraz dostosowywanie do nich warunków i metod pracy. Jeśli jednak rodzice czują niepokój, mogą pójść do specjalisty, chociaż z dostępem do tych dobrych nie jest łatwo. Można trafić na kogoś, kto powie, że z dzieckiem należy po prostu więcej pracować. Tymczasem nie chodzi o to, by pracować więcej, tylko inaczej. Dlatego nie musimy kupować w ciemno tego, co inni, także nauczyciele czy psycholodzy, mówią o naszym dziecku. Kiedy rodzice przychodzą do mnie, też proponuję im, żeby dali sobie prawo do zadawania pytań, bycia sceptycznym, by sprawdzali, czy to, co słyszą, zgadza się z tym, jak oni widzą swoje poradnia psychologiczno-pedagogiczna to dobry adres dla rodzica, który chce się skonsultować?Tak. Myślę, że kiedy z diagnozy, którą dostaniemy w poradni, wyrzucimy te wszystkie fragmenty, w których jest napisane, że dziecko powinno pracować więcej, uzyskamy wiele cennych informacji. Może się okazać, że są problemy ze wzrokiem, słuchem czy niedokończone procesy rozwojowe i np. pokładanie się na ławce wynika z problemów z napięciem mięśniowym. Kiedy o tym wiemy, łatwiej nam przekonać szkołę, że trzeba wziąć dziecko pod opiekę, bo często dzieje się to dopiero na wyraźną prośbę czego to wynika?Z konstrukcji systemu szkolnego, który ma wobec nauczycieli bardzo duże oczekiwania i oni są tak zajęci ich spełnianiem, że nie mają już przestrzeni na kontakt z dzieckiem. Dlaczego nauczyciel straszy, że pierwszoklasista nie zda? Albo stawia oceny uczniom pierwszych trzech klas – te wszystkie buźki i literki? Dlatego, że takie są wobec niego oczekiwania. W wielu szkołach dyrektor przegląda dziennik i sprawdza, kto ile ocen postawił, czy nie jest ich za mało. Kolejnym elementem tego systemu są rodzice, którzy wręcz oczekują tych w nauczaniu początkowym nie powinno ich można je traktować poważnie lub nie. W interesie szkoły leży, by rodzice jak najbardziej przejmowali się ocenami, bo te oceny pracują na ranking szkoły, a w interesie dzieci – by przejmowali się nimi jak najmniej, bo oceny zupełnie nie odzwierciedlają wiedzy i umiejętności dziecka. Sami nauczyciele mówią: „Mam świadomość, że on dużo wie, ale postawiłem dwójkę na koniec roku, bo miał dwójki z klasówek”. Rodzice się boją, że jeśli nie będą przywiązywać wagi do ocen lub gdy ocen nie będzie, dziecko straci motywację do niestety w ogóle się nie wierzy, że dziecko może mieć jakąś własną motywację. Przekonanie, że trzeba je motywować zewnętrznie, że ono samo nie jest zainteresowane poznawaniem świata, nauką, rozwojem, pojawia się bardzo wcześnie. Kiedy ma rok, rodzice biją brawo, że stanęło na nogach. Czy naprawdę sądzą, że gdyby tego nie robili, dziecko by nie wstało? Motywację zewnętrzną często myli się z zainteresowaniem i dawaniem poczucia bezpieczeństwa, a to nie to jeśli dla rodzica oceny nie są ważne, ale dziecko bardzo przeżywa, gdy dostanie „smutną buźkę”?To są rzadkie sytuacje. Do mnie dość często przychodzą rodzice i mówią: „Chcemy, żeby nasze dziecko wiedziało, że oceny nie są w życiu ważne, że liczy się to, co ktoś umie i jakim jest człowiekiem. Próbujemy mu to przekazać, ale ono nadal się ocenami przejmuje”. Ale kiedy zaczynamy rozmawiać, okazuje się, że jednak pytają dziecko jaką ocenę dostało, a jeśli okazuje się, że słabą, proponują, że z nim poćwiczą, pouczą go. Z kolei gdy dostaje dobrą, to się z niej co mają robić?Nie pytać o TYLKO FRAGMENT ROZMOWY Z AGNIESZKĄ STEIN. CAŁOŚĆ MOŻNA PRZECZYTAĆ W NAJNOWSZYM NUMERZE MAGAZYNU"DZIECKO & PSYCHOLOGIA" TEN NUMER W CAŁOŚCI POŚWIĘCONY JEST SZKOLE, EDUKACJI I ROZWOJOWI DZIECI W WIEKU 5-10 do kupienia w kioskach oraz na stronie także może cię zainteresować:Nauczycielka: 8-letnie podstawówki to powrót do szkoły sprzed 20 lat. Tylko dzieci są już inne. Co je czeka? Kalendarz roku szkolnego 2017/2018: dni wolne od szkoły 1900 zł rocznie - tyle średnio kosztuje rodzica "darmowa" podstawówka dziecka. Na co idą te pieniądze?Dzieci o dyskietce: To prababcia pendrive'a?
15 lutego 201728 grudnia 2017 akceptacja, brak tolerancji w szkole, dzieci dokuczają mojemu dziecku, dzieci niepełnosprawnych rodziców, dzieci śmieją się z mojego dziecka, dzieci wstydzą się niepełnosprawnych rodziców, dziecko, emocje, jestem niepełnosprawną mamą, ludzie mnie wyśmiewają, ludzie wytykają mnie palcami, mama, moje dziecko jest prześladowane w szkole, moje dziecko się mnie wstydzi, niepełnosprawna mama, niskorosłość, odmienny wygląd, problemy niskich ludzi, problemy w szkole, syn, tolerancjaMniej więcej od dwunastego roku życia zaczęłam przyciągać dziwne spojrzenia ludzi. Coś im we mnie nie pasowało. Wtedy jeszcze nie Czytaj dalej
dzieci dokuczają mojemu dziecku w szkole